czwartek, 5 sierpnia 2010

Geny słonia.

Zrealizowaliśmy cały plan. 300% normy. Jestem spokojna, gotowa i co? I, grzecznie ujmując, nic. Dziecku się nie spieszy, bo dokąd? Lepiej mnie demolować od środka, rozbijać moje narządy i męczyć bezsennymi nocami . Po co pchać się tam, gdzie głośno, jasno i często zimno. Też bym nie chciała, ale ja już wszystko zrobiłam! Pokoik gotowy, żółte ściany, zielona wykładzina, mebelki, zdjęcia, zabawki, ubranka, kosmetyki, wszystko czeka! Siostra czeka! A dzidziuś nas olewa. Z góry na dół. Mam geny słonia...

poniedziałek, 19 lipca 2010

Nic.

Tak, oczekuję, że na krótko przed terminem będę wręcz kontrolowana telefonami i wiadomościami a'la "czy wszystko w porządku", "czy czegoś ci trzeba", "czy dobrze się czujesz", etc, etc. Tak, chcę, bo czuję się opuszczona, bo ciągle muszę coś robić, a chciałabym się położyć i po prostu czekać, a wszystko dookoła niech się robi za mnie. Chcę żeby ktoś się o mnie martwił i chcę o tym wiedzieć. Chcę nie być jedyną, która ciągle o tym myśli. Chcę nie słyszeć - spokojnie, jakoś to będzie. Chcę, żeby ktoś pilnował, czy jestem gotowa.
Jest mi smutno i jest mi źle. A najbardziej jest mi samotnie.

A jak mam naprawdę zły dzień, a mam wszelkie prawo histeryzować na tak krótko przed porodem, to oczekuję, że zrobi się wszystko, żeby mnie uspokoić. Tym bardziej, jeśli wiadomym jest, że nie mogę rozmawiać przez telefon o szczegółach.

I szczerz, to wolę urodzić sama. Jak poprzednio. Bo jeśli zamiast wsparcia i otuchy, mam dostać to, co zawsze, to już teraz się wypisuję.

czwartek, 15 lipca 2010

Spakowana!
Torba do szpitala. Według poradników wszelkiej maści brakuje mi jeszcze tysiąca rzeczy, ale nie mam zamiaru pakować walizki jak na pobyt w kurorcie. 
Upały wykańczają nawet twardzieli a ja niewdzięcznie chciałabym już wyrzucić z siebie swoją pociechę. Głęboko wierzę, że zrzucenie 10kg na raz pomoże mi przetrwać.
Córa oznajmiła, że przestanie przychodzić do nas w nocy, jak już będzie siostrzyczka, bo wtedy nie będzie sama w pokoju. Logiczne.
Poza tym wie więcej o gotowaniu niż ja w jej wieku, a może nawet teraz..choć nowością jest dla mnie jedzenie klusek z kubka do herbaty. Ach, te nowinki kulinarne.

Z lektury wszelakiej podniósł mi ciśnienie kolejny temat z forum codziennie czytanej przeze mnie gazety mówiący o tym, że kobiety są głupie, bo głosują na mężczyzn. Dobrze wiedzieć, że powinnam kierować się solidarnością jajników i niczym innym. Podziękowała, za dużo kurwików, czy to w sejmie czy w rządzie, dobrego nie przyniesie. A parytetowi dalej mówię nie! .

JA CHCĘ URODZIĆ. Już.

niedziela, 20 czerwca 2010

Wicie gniazda na finiszu

Nudą powieje.
Nie będę wylewać oceanów żali, jak to mi źle, że nie jesteśmy gotowi nawet w 10%. Nie jesteśmy i już. Został miesiąc i tydzień. Ole!
Torbę mam, chyba tą samą, co 3 lata temu. W poniedziałek włożę do niej szlafrok i kosmetyczkę w połowie pełną, to już zawsze coś. I może jedną koszulę. Nie będę naga, yupi! Nie spakuję sobie książki, bo muszę jakąś kupić - wszystko przeczytane. Nie spakuję muzyki, bo noszę przy sobie, a ładować można i tak tylko przez komputer, więc tu się mąż ewentualnie wykaże w trakcie pobytu. I na razie nic innego nie spakuję, bo muszę kupić, za 10 dni, na świętą pieniężną.
Modlę się, aby pobyt był możliwie krótki a dziecko zdrowe. Dieta szpitalna, owszem, pomaga, a pomoc położnych niezastąpiona, ale wolę cierpieć w milczeniu w domu i wykorzystywać wszystkich niż patrzeć na wenflon w głowie dziecka.
Poza oczywistymi potrzebami dla dziecka, pierwszym zakupem będzie wykładzina i to, co widzę w głowie a nie pamiętam jak się nazywa, a, listwy:) I drzwi do kuchni bym chciała...
Włosi zremisowali, co za sieroty, skandal!
Wracając...ja bym chciała już i mieć wszystko z głowy - szpitale, odwiedziny, ochy, achy, przedobre rady i po prostu zająć się nami.

piątek, 11 czerwca 2010

Maminy Wish List

Organizer Mamy | Organizery | Sklep internetowy Brioko.pl


Ja chcę, ja chcę!

czwartek, 10 czerwca 2010

Nowomowa

Ku pamięci:

Na końcu jest nowy żłobek, cały czerwony - sufity, podłogi i wszystko i do niego chodzą małe dzieci. Nie mają zabawek, tylko bawią się reklamówkami i dostają o jedzenia zupkę i wszystko.

Jak urosnę, będę duża, będę miała dużą głowę, jak urosnę i kupimy taką buteleczkę dla dzidzi.


wtorek, 18 maja 2010

Urządzanie z mojej strony...

Nie przesadziła żona z tą krwią przelaną. Jako osobnik nienawykły do wszelakich prac domowych innych niż gotowanie i sprzątanie, przelałem krew osobistą w walce z betonem ścian pancernym jak kadłub niejednego pancernika. Ale nic to, pieprzyk - jak ranę nazwała latorośl - znika, a suszarka dalej wisi, sukces jest.

Ale dużo jeszcze przede mną i nerw mnie trafia cichy czasami, że ja nie mam tak jak większość samców, że złapię za młotek, wiertarę i z browarem w pysku nawiercę, potnę, przewiercę, zamocuje i przymocuje. Na co mi teraz umiejętność rozmawiania z pijakami czy megazdolność wchodzenia na szafę, skoro szafka pod zlewem odlata i zamyka się tylko dlatego, że szybko weszliśmy z nią w dobre relacje... Ja nie mam nawet narzędzi poza śrubokrętem - i to krzyżakowym, bo inny mi niepotrzebny do grzebania w komputerowych bebechach. Dobrze chociaż, że meble z Ikei potrafię poskładać.

Jak pisze małżonka, brakuje nam wielu rzeczy. Dla dziecka musimy kupić prawie wszystko, dla żony do szpitala, prawie wszystko, i nie wiadomo jak, ale damy radę, kupimy wszystko co trzeba, chociaż z każdej strony pojawiają się czarne dziury wysysające domowy budżet. Damy radę, bo musimy i chcemy, i robimy wszystko, żeby się udało.

Dziesięć tygodni i pojawi się maleństwo... Kot już przestanie drapać, ja przestanę spać całkowicie, a żonka będzie spała jeszcze mniej. Ale będziemy razem :)
Powered By Blogger

Powered by FeedBurner

 
Copyright © 2010 Dzień po dniu | Design : Noyod.Com